sobota, 15 kwietnia 2017

Życzenia spokojnych Świąt Wielkiej Nocy.

Przepraszam, że tak długo nie pisałam. Mam mało czasu, za dużo  jestem na TT, ale przyznaję, że sprawia mi to przyjemność :)
Dzień trwa 24 godzin, czasem jednak zegar zaczyna przyśpieszać, przez co liczba godzin, które mam do dyspozycji, w moim odczuciu się zmniejszaIm więcej zajęć, staram się zmieścić, tym szybciej czas wydaje się mijać. Im szybciej mija, tym szybciej staram się działać, tym większe napięcie, tym bardziej emocjonuję się błahymi rzeczami. Dlatego pragnę, aby czas Świąt Wielkanocnych zwolnił, aby zmartwychwstały Chrystus prowadził nas przez życie do wieczności. Tego oraz wiele więcej życzę całym sercem. Radości, która dostrzega piękno małych rzeczy. Nadziei, która nie gaśnie kiedy marzenia wydają się być dalekie. Pokoju, który koi kiedy wszystko wyprowadza z równowagi. Wiary, która daje oparcie, kiedy bezradność przeraża.

piątek, 23 grudnia 2016

Życzenia bożonarodzeniowe.

   Boże Narodzenie to czas niezwykły, czas kiedy wszyscy ludzie stają się dla siebie bardziej serdeczni, czas kiedy się do siebie zbliżają, czas kiedy cieszą się każdą chwilą. Boże Narodzenie  powinno nas łączyć, dawać poczucie bliskości z drugim człowiekiem, jednocześnie przybliżając nas do Dzieciątka Jezus. Boże Narodzenie ma być czasem szczególnym, który pozostanie w naszych sercach przez cały kolejny rok, aby wtedy znów móc ponownie przeżywać ten piękny czas. Do Świąt Bożego Narodzenia przygotowujemy się przez cały adwent, pełni skupienia i nadziei. Przygotowujemy się na przyjęcie Jezusa do naszych serc.
   To czas życzeń, a więc życzę Wam:
                                                                                                                                                                                
   W tym dniu radosnym, oczekiwanym, gdzie gasną spory, goją się rany, życzę wam zdrowia, życzę miłości, niech mały Jezus w sercach zagości, szczerości duszy, zapachu ciasta, przyjaźni, która jak miłość wzrasta, kochanej twarzy, co rano budzi i wokół pełno życzliwych ludzi.




wtorek, 13 grudnia 2016

13 grudnia 1981 wojna – z własnym narodem.

   13 grudnia 1981 roku władze komunistyczne na terenie całego kraju wprowadziły stan wojenny.
Zaraz po północy zamilkły cywilne telefony, w tym także w ambasadach i konsulatach. W tym samym czasie 350 funkcjonariuszy milicji i SB, 550 żołnierzy MSW oraz około 3000 żołnierzy obsadziło wszystkie obiekty radia i telewizji.
Wprowadzono godzinę milicyjną od godziny 22 do godziny 6 rano, na wyjazdy poza miejsce zamieszkania potrzebna była przepustka, a korespondencja podlegała oficjalnej cenzurze.
Atmosferę grozy potęgowały czołgi, transportery opancerzone i wojskowe patrole na ulicach miast. Wobec braku dostępu do informacji krążyły najróżniejsze pogłoski. Ponieważ samo pojęcie „stan wojenny” nie było znane (wcześniej mówiono o stanie wyjątkowym), wiele osób interpretowało jego wprowadzenie jako oznakę wybuchu wojny. Wkrótce okazało się, że rzeczywiście trwa wojna – z własnym narodem.
   Przeciwko społeczeństwu użyto całej siły komunistycznego państwa: 70 tysięcy żołnierzy, 30 tysięcy milicjantów, kilkanaście tysięcy funkcjonariuszy SB. Wyposażono ich w 1750 czołgów, 1400 transporterów opancerzonych, 500 wozów bojowych piechoty, 9000 samochodów oraz kilka eskadr helikopterów i samoloty transportowe.
10 tysięcy funkcjonariuszy wzięło udział w akcji “Jodła”, której celem było zatrzymanie i umieszczenie w uprzednio przygotowanych aresztach i więzieniach wytypowanych osób, uznanych za groźne dla "bezpieczeństwa państwa". Już pierwszej nocy stanu wojennego internowano niemal 3 tysiące osób. Aresztowano całe kierownictwo “Solidarności”. Aresztowanych nakłaniano do podpisywania deklaracji lojalności wobec władz. W ciągu kilku dni w 49 ośrodkach internowania umieszczono około 5 tysięcy osób. Łącznie w czasie stanu wojennego liczba internowanych sięgnęła 10 tysięcy, w więzieniach znalazła się znaczna część krajowych i regionalnych przywódców.
Już 14 grudnia rezerwiści powołani do jednostek milicji otrzymali broń.
   14 grudnia rozpoczęły się niezależnie od siebie strajki okupacyjne w wielu dużych zakładach przemysłowych. Strajkowały huty, w tym największa w kraju „Katowice” oraz im. Lenina, większość kopalń, porty, stocznie, największe fabryki. Strajkowano w sumie w 199 zakładach, na około 7 tysięcy istniejących wtedy w Polsce przedsiębiorstw.
W 40 zakładach doszło do brutalnych pacyfikacji strajków, przy użyciu oddziałów ZOMO i wojska, wyposażonego w ciężki sprzęt. Szczególnie dramatyczny przebieg miał strajk w Kopalni „Wujek”.
W trakcie kilkugodzinnych walk milicjanci użyli broni palnej, zabijając 9 i raniąc 24 górników.
23 grudnia przy wsparciu czołgów i desantu ze śmigłowców udało się stłumić strajk w Hucie „Katowice”. Najdłużej trwały strajki w kopalniach „Ziemowit” (do 24 grudnia) i „Piast” (do 28 grudnia), w których zdecydowano się prowadzić protest pod ziemią.
    Przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego wystąpiły Stany Zjednoczone i inne kraje zachodnie. 23 grudnia 1981 r. prezydent USA Ronald Reagan ogłosił sankcje ekonomiczne wobec PRL, a kilka dni później podał do wiadomości, iż obejmą one także Związek Sowiecki, który jego zdaniem ponosił „poważną i bezpośrednią odpowiedzialność za represje w Polsce”. W ciągu następnych tygodni do sankcji ekonomicznych przeciwko Polsce przyłączyły się inne kraje zachodnie.
    Na koniec chcę oddać Cześć Wszystkim walczącym w stanie wojennym o wolną Polskę. Tym, których już nie ma z nami, tym którzy nie pertraktowali ze zbrodniarzami oraz tym zapomnianym. Cześć Waszej pamięci!

czwartek, 10 listopada 2016

Są tacy, którzy nienawidzą naszej niepodległości.

   Są sprawy, którymi żyjemy na co dzień. Są sprawy, którymi żyjemy od święta. Nie ma jednak sprawy ważniejszej, nNiepodległość Państwa Polskiego!
Nasi przodkowie nie mieli tyle szczęścia co my. Ich życie przypadło na okres zaborów, albo na czas okupacji, kiedy to wrogie państwa starały się wszelkimi siłami wykorzenić polskość, wymazać ją z serc i umysłów Polaków. Od roku 1772 trwał nieustający ciąg zrywów powstańczych, ale walka o niepodległość toczyła się codziennie . Była to walka o zachowanie tożsamości narodowej.
   Od kiedy Polska została podzielona po raz ostatni  i całkowicie zniknęła z map Europy, wiele najznakomitszych osób czyniło starania, aby na powrót stała się częścią starego kontynentu.
Udało się to dopiero po zakończeniu  I wojny światowej, która przyniosła klęskę wszystkim trzech zaborcom. Rosja  pogrążyła się w zamęcie rewolucji i wojnie domowej, wielonarodowa monarchia austro - węgierska rozpadła się i chyliła ku upadkowi, a Niemcy ugięły się pod naporem wojsk Ententy. Dla Polaków była to niepowtarzalna szansa na wskrzeszenie Polski. Widząc klęskę zaborców zaczęli przejmować władzę wojskową i cywilną tworząc zręby przyszłego państwa. Było to możliwe dzięki wysiłkowi  takich osób jak Józef Piłsudski, Roman Dmowski, Ignacy Jan Paderewski oraz dzięki zrywowi całego narodu.
   Polska odzyskała niepodległość w 1918 roku po 123 latach niewoli.
Są takie daty w historii Polski, w których naszym narodowym i patriotycznym obowiązkiem jest być jednością, a wszelkie różnice powinny odejść w cień. Taką datą jest 11 listopada.
Niestety i w tym roku tak nie będzie.
Niestety są tacy, którzy nienawidzą naszej niepodległości!

środa, 19 października 2016

Ksiądz Jerzy i kawełek wolnej Polski.

   Po powstaniu Solidarności ksiądz Jerzy stał się jej duchowym przywódcą. Nawiązywał liczne kontakty z opozycjonistami. W jego mieszkaniu spotykali się ludzie z różnych środowisk: robotnicy, inteligencja i artyści. Po wprowadzeniu stanu wojennego odprawiał w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu mszę za Ojczyznę. Gromadziły one tysiące wiernych, były azylem wolności w sterroryzowanym kraju. Duchowny miał odwagę mówić o systemie, który zniewalał, o prawdziwej godności człowieka. Modlił się o wolność, sprawiedliwość, prawdę, męstwo i nieuleganie przemocy i nienawiści,
   Nie podobało się to władzom. Niepokornym księdzem zajęła się bezpieka. Przez kilka lat był systematycznie nękany i inwigilowany. Podrzucano mu do mieszkania ulotki, a nawet materiały wybuchowe, a później rewizja ujawniała ich znalezienie. Prowadzono kampanie oszczerstw, szykan i pogróżek.
Pomimo tego organizował pomoc dla osób internowanych i ich rodzin, pomagał w akcji sprowadzania z zachodu leków. Wspierał więźniów politycznych, nagrał kilka rozpraw, wnosząc na salę sądową magnetofon schowany pod sutanną. Materiał, który powstał był emitowany w radiu Wola Europa.
W grudniu 1983 roku został aresztowany, wszczęto przeciwko niemu śledztwo, po interwencji episkopatu został zwolniony. W międzyczasie w prasie polskiej i sowieckiej ukazywały się artykuły, które szkalowały osobę księdza. Jerzy Urban pod pseudonimem Jan Rem napisał tekst zatytułowany "Seanse nienawiści".
   13 października 1984 roku miała miejsce pierwsza próba zamordowania księdza Jerzego. Kiedy wracał z Gdańska rzucono kamieniem w przednią szybę jadącego samochodu.
19 października 1984 roku został porwany, a potem bestialsko zabity.
   Na kilka godzin przed śmiercią podczas rozważań różańcowych w Bydgoszczy mówił: "Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku, zastraszania, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy".
Po nabożeństwie wracał do Warszawy, samochód prowadzony przez Waldemara Chrostowskiego, który był kierowcą i ochroniarzem duchownego, został zatrzymany przez funkcjonariuszy bezpieki, ubranych w mundury drogówki. Esbecy nałożyli kierowcy kajdanki i knebel na usta. Księdza, który nie chciał wejść do samochodu, bili tak długo, aż pozbawili przytomności i wrzucili do bagażnika. Chrostowskiemu udało się w czasie jazdy wyskoczyć z samochodu. Kiedy oprawcy zatrzymali się i otworzyli bagażnik, duchowy próbował uciec. Złapali go i bili  pałą, aż ponownie stracił przytomność. Wtedy zdecydowali się zabić księdza. Przywiązali do jego nóg worek kamieni, usta zakleili plastrem, a następnie wrzucili go do Zalewu Wiślanego w pobliżu Włocławka.
Wiadomość o porwaniu księdza lotem błyskawicy obiegła całą Polskę. Wierni gromadzili się w kościołach. Pytali jak to możliwe, by mogła stać się krzywda temu, który głosił Słowo Boże i wzywał do przebaczenia.
30 października w dzienniku telewizyjnym poinformowano o wyłowieniu z Wisły pod Włocławkiem ciała księdza Jerzego Popiełuszki. Twarz księdza była tak zmasakrowana, że rodzina nie była w stanie go rozpoznać. Zidentyfikowała go jedynie na podstawie znaków szczególnych. Do nóg kapłana przywiązany był 11 kilogramowy worek z kamieniami.

wtorek, 11 października 2016

Wpuszczeni w kanał.

   Zarówno książka "Popiół i diament" Jerzego Andrzejewskiego jak i film Andrzeja Wajdy były propagandową mistyfikacją, oczerniającą Żołnierzy Wyklętych.
Pierwowzorem Maćka Chełmickiego był Stanisław Kosicki, który ani nie zginął na śmietniku historii, ani nie wpadł w ramiona konającego komunisty.
   Stanisław Kosicki ps. "Czarny", "Bohun" urodził się w 1927 roku, był harcerzem Szarych Szeregów i żołnierzem Kedywu Armii Krajowej.
Dzień 16.01.1945 roku zadecydował o dalszym jego życiu. W tym dniu Armia Czerwona wkraczała do Ostrowca Świętokrzyskiego. Został tam wysłany przez dowództwo na pomoc pewnej napadniętej rodzinie. Doszło do wymiany ognia, w której zginął żołnierz Armii Ludowej i jednocześnie świeżo mianowany wojewoda kielecki. To wydarzenie postawiło na nogi cały aparat bezpieczeństwa na Kielecczyźnie. Kosicki musiał uciekać. Dotarł do Krakowa, gdzie znalazł kryjówkę w klasztorze kapucynów. Jednak osoba, która znała jego miejsce pobytu zdradziła go. Został aresztowany i przewieziony do kieleckiego więzienia, gdzie skazano go na karę śmierci. Na egzekucję oczekiwał wiele tygodni w celi śmierci nie znając jej terminu. W nocy z 4 na 5 sierpnia 1945 r. oddział partyzancki Antoniego Hedy rozbił kieleckie więzienie i uwolnił kilkuset więźniów, w tym także Stanisława Kosickiego. Wkrótce otrzymał fałszywe dokumenty na nazwisko Jan Szymański i wyjechał na Wybrzeże, gdzie ukończył studia, założył rodzinę i rozpoczął pracę. Dopiero w roku 1954 został zdemaskowany i ponownie aresztowany, ale ponieważ posiadał dokument amnestyjny został zwolniony z aresztu po 12 godzinach. SB rozpoczęło wieloletnie represje polegające na wyrzucaniu go z pracy i nieustannym śledzeniu. Uzyskali nawet wpływ na jego żonę, doprowadzając do rozwodu, rozbicia rodziny i utraty kontaktu z dziećmi. Dopiero w wieku 66 lat doczekał się unieważnienia wyroku.
Do pokazania prawdy o tych wydarzeniach przyczynił się Krzysztof Kąkolewski swoją książką "Diament odnaleziony w popiele".
   Mamy wiele pięknych kart w naszej historii, tymczasem Andrzej Wajda utrwalał obraz Polaków jako szalonych bojowników, rzucających się z szablami na czołgi, tonących w ściekach i trafiających na śmietnik historii.

czwartek, 15 września 2016

Byłam na Smoleńsku- czyli moja relacja.

   To co się zdarzyło 10.04.2010 roku w Smoleńsku na stałe zapisało się na kartach polskiej historii i głęboko wryło się w serca milionów Polaków. Ponad sześć lat po dramatycznych wydarzeniach ta tragedia nadal porusza opinię publiczną. Im bliżej było do premiery filmu "Smoleńsk" tym mocniej w niego uderzano i to w sposób coraz bardziej idiotyczny. W normalnym kraju, którego prezydent, jego małżonka i duża część elit giną w niewyjaśnionych okolicznościach taki film powstałby nie narażając twórców na pogardę. Przyznaję, że obawiałam się o poziom tego filmu z powodu małego budżetu, czwórki scenarzystów o różnej artystycznie wrażliwości i problemów z obsadą.
   Z sercem na ramieniu wybrałam się do kina. Na miejscu okazało się, że sala jest pełna widzów, w zdecydowanej większości ludzi w wieku od dwudziestu do trzydziestu kilku lat, starszych osób było niewiele. Na seans przyszli jak to w multipleksach z napojami, popcornem i chrupkami. Zaczął się film, słychać było chrupanie i mlaskanie, po około 15 minutach chrupanie i mlaskanie ustało i tak już pozostało do końca seansu.
   Smoleńsk to bardzo przejrzysty film podsumowujący i porządkujący sześć lat dziennikarskich śledztw. Pokazuje wiernie tło katastrofy i późniejsze jej "badanie". Traktowanie rodzin ofiar przez Rosjan i polski rząd. Mainstreamowe media rozpowszechniające od pierwszych godzin nieprawdziwe i obrażające ofiary i ich rodziny niusy. Ciekawie też zarysowany jest konflikt między dziennikarką- lemingiem i jej "moherową matką". Reżyser tak buduje akcję, by widz sam odpowiedział sobie na pytanie, kto mógł dokonać zamachu na polską elitę lecącą do Katynia. Nie uniknął kilku drobnych potknięć, ale ostatecznie wyszedł obronną ręką. Wspaniale wybrzmiała przejmująca muzyka Michał Lorenca, któremu udało się stworzyć klimatyczną ścieżkę dźwiękową, która w odpowiednich momentach intonowała smutną melodię dramatów.
   Nie mam złudzeń, że osoby, które wierzyły i nadal wierzą w "jak nie wyląduję, to mnie zabije" lub pijanego generała Błasika, potraktują przedstawione fakty jak pisowską propagandę, ale to nie problem twórców filmu.
   Jestem pewna, że filmowa opowieść o katastrofie smoleńskiej nie zakończy się na tym obrazie i otworzy filmowcom drogę do kolejnych dzieł o tej smutnej dla Polaków tragedii.
Twórcom filmu- producentom, reżyserowi, scenarzystom, aktorom i całej ekipie, należą się wielkie brawa. Za odwagę, wytrwałość i odporność na ataki, których zresztą będą doświadczać nadal.
Zachęcam wszystkich do obejrzenia filmu. Naprawdę warto.